piątek, 20 listopada 2020

Rozdział 9 ...Nie potrzebuję pomocy. Znam drogę do domu...

 DYMITR

Minął miesiąc od ucieczki Rozy, a ja nie mogę się pozbierać. Wpadłem w rutynę. Dom, praca, dom, praca. Zniknięcie Rozy wywołało chaos wśród Strażników. Moroje nie wiedzą, że moja ukochana zniknęła. Nie powiedzieliśmy, żeby nie wzbudzać jeszcze większego zamieszania. Dalej opiekuję się Christianem, natomiast do straży Królowej dołączył nowy Strażnik. Wiem o nim tylko, że to siostrzeniec Hansa, nazywa się John i pochodzi z Wielkiej Brytanii. 

-Bielikow! Rose się odzywała?-podszedł do mnie dowódca-Hans Croft.

-Nie. Od miesiąca ani słowa. Martwię się o nią, ale nie wiem jak ją znaleźć. 

To była prawda. Nie wiedzieliśmy gdzie mogła pojechać. Nie wzięła ze sobą telefonu. Nie używa karty. Nic. Kompletne zero. To mnie coraz bardziej denerwuje a to, że jestem bezradny nie pomaga. Nagle podbiegła do nas Królowa krzycząc, że wie gdzie jest moja Roza. Serce mi stanęło a potem biło tak szybko, że nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje.

ROSE

Minął miesiąc od mojego wyjazdu. Co kilka godzin widzę auta z Dworu przejeżdżające po głównej drodze. Dobrze, że gdy przyjechałam schowałam auto Dymitra w szopie za domem. Dymitr. Tak strasznie za nim tęsknię. I za Lissą, za służbą, za naszym mieszkaniem, i o dziwo za Ozerą też. Zawsze gdy zaczynam tęsknić, sięgam do szyi, do naszyjnika od mojego Towarzysza. Nie doskwiera mi jednak samotność. Codziennie Mason mnie odwiedza. Od kilku dni jest ze mną na stałe. Okazało się, że powrót mojej więzi z Lissą umożliwił Ashfordowi powrót do życia. Tłumaczę mu wszystko, co wydarzyło się od jego śmierci. Powiedziałam mu także, że mam chłopaka, ale nie powiedziałam kim on jest. To za ciężkie dla mnie. Zajęłam się ogrodem różanym Rei. Wygląda już lepiej. Żeby zająć czas uczę się ojczystego języka mojego Towarzysza-rosyjskiego. Już umiem kilka zwrotów. Sprawia to jednak, że jeszcze bardziej za nim tęsknię. 

-Rose, chcesz coś jeść?-głos Masona wyrwał mnie z zamyslenia.

-Co?

-Pytam czy jesteś głodna?

-Tak. Pomóc ci coś?

-Ty się lepiej do kuchni nie zbliżaj. -zaczął się śmiać.

-No bardzo śmieszne.-powedziałam oburzona. -To była tylko jajecznica, a spaliłam ją przez ciebie, bo nie mogłeś znaleźć kurtki.-odwrócił się i wyszedł, ale jeszcze przez chwilę słyszałam jego śmiech.

Po 20 minutach zawołał mnie na obiad. Powoli zeszłam po schodach a w kuchni czekali na mnie wszyscy. Lissa, Christian, Dymitr, Hans, moi rodzice. Mason stał przed piekarnikiem i wyjmował pizzę.

-Co wy tu robicie?-spytałam. Lissa chciała mnie przytulić, ale odsunęłam się do tyłu.

-Przyjechaliśmy po ciebie.-powiedział Hans- i jak do ciężkiej cholery udało ci się sprowadzić Ashforda?

-Nie potrzebuję pomocy. Znam drogę do domu. A Mason sam się sprowadził. Pomógł mu powrót mojej więzi z Lissą.

-Jak to możliwe? Przecież my nic nie zrobiłyśmy. -zdziwiła się Lissa

-Chodzi o to-odezwał się Mason-że wasza więź może więcej niż wam się wydaje. Nie jesteście już połączone Pocałunkiem Cienia, jak kiedyś, bo Rose nie umarła. Łączy was coś więcej niż to małżeństwo z Rosji...-spojrzał na mnie szukając pomocy

-Oksana i Mark.

-Właśnie. Nie wiem na czym polega różnica, ale wspólnie ją odnajdziecie. Mam wrażenie, że ten dom ma jakiś związek z waszą mocą. Namawiałem Rose do powrotu, ale ona twierdzi, że nie może wrócić, bo Doru na was poluje. Od tygodnia z nią mieszkam w tym domu i widzę, że koło jednego pokoju mdleje. Może tam jest jakaś podpowiedź. 

-To później. Rany ile mnie tu nie było-rozmarzyła się Lissa. Wzięła mnie za rękę i pociągła w głąb domu do pięknej sali tanecznej. Gdy rodzice Lissy żyli, uwielbiałyśmy tam z nimi bawić. Królowa włączyła muzykę i zaczęłyśmy tańczyć i szaleć. Po chwili przestałyśmy i  Królowa poszła zwiedzić dom. A ja zostałam na sali. Chciałam sobie wszystko przemyśleć. Stałam właśnie koło głośnika, z którego wydobywała się muzyka, gdy poczułam zapach znajomej wody kolońskiej i delikatne dłonie owijające się wokół mojej talii. 

-Roza bardzo za tobą tęskniłem. To...to było straszne. Kochanie nie rób mi tak już nigdy więcej.

Odwróciłam się do niego. Ciemne włosy związane w luźną kitkę z tyłu głowy. Czarny prochowiec bez którego nie ruszał się z domu. I te piękne oczy w których utonęłam. Czy jedno spojrzenie może powalić na kolana? Chyba tak.

-Towarzyszu, nie chciałam cię zostawiać-zarzuciłam mu ręce na kark- Musiałam wyjechać. Przemyśleć wszystko i odpocząć. Ten dom... tu jest tyle wspomnień z najlepszych lat, kiedy nic oprócz dobrej zabawy mnie nie obchodziło.

-Te czasy już nigdy nie wrócą suko.-usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i aż mnie zmroziło. Stał tam on. Człowiek pragnący mojej śmierci. Robert Doru.

poniedziałek, 16 listopada 2020

Rozdział 8 ...Co ty robisz? Chcesz mnie zostawić? Dlaczego?...

 ROSE

Po chwili znalazłam Dymitra i moich rodziców. Lissa musiała już iść bo miała wiele papierów do wypełnienia, a Christian poszedł za nią. Zamiast podejść do mojego Towarzysza i rodziców poszłam od razu do domu. Mam już wypis i mam tylko nadzieję, że Dymitr nie zamknął drzwi. Na szczęście Towarzysz widocznie był zbyt zajęty naszym dzieckiem a raczej jego stratą, że zapomniał zakluczyć mieszkanie. Wzięłam walizkę spod szafy i spakowałam do środka kilka bluzek, sześć par spodni, dwie pary butów, bieliznę i broń. Poszłam do łazienki spakować kosmetyki i wpakowałam kosmetyczkę do walizki. 

-Co ty robisz? Chcesz mnie zostawić? Dlaczego?-odwróciłam głowę i zobaczyłam zdziwionego Towarzysza-Kochanie, Roza nie możesz mnie zostawić. Wiem, że to  mogło Tobą wstrząsnąć, ale nie zostawiaj mnie...-zobaczyłam łzy w jego oczach a on nigdy nie płacze. 

-Wiem, że coś przede mną ukrywasz. Leo i James powiedzieli mi, że wiecie co ze Strzygami, ale nie mogą mi powiedzieć bo ty i Hans im zabroniliście. Domyślilam się, że chodzi o Doru, więc muszę was zostawić, żeby nie zrobił wam krzywdy. Przykro mi, ale tak będzie lepiej. Nie szukajcie mnie. Proszę.

Wzięłam swoją walizkę, kluczyki od auta i wybiegłam z mieszkania. Pobiegłam na parking dla Strażników i odnalazłam auto Dymitra. Weszłam do środka i wyjechałam przez główną bramę Dworu. Doskonale wiedziałam gdzie chcę jechać. Ponieważ Dragomirowie uwarzali mnie za córkę, po uwięzieniu Wiktora w Tarasow, jako starszej z sióstr został mi powierzony pod opiekę Dworek Rei i Erica, czyli rodziców Lissy. Chociaż teraz kiedy Lissa jest już dorosła powinna przejąć Dwór, ale postanowiła przepisać go na mnie. Ciężko będzie tam wrócić po ponad dwóch latach od wypadku i jeszcze więź z Lizzą nie ułatwia, ale musiałam wyjechać. 

Jechałam ponad sześć godzin, ale w końcu dojechałam. Na dworze świeciło już słońce, więc mogłam się przyjrzeć miejscu w któym kiedyś mieszkałam. Dworek nie był jakoś przesadnie duży, ale do małych też nie należał. Obeszłam cały dom dookoła. Piękny różany ogród czyli królestwo Rei, zmienił się w las. Dalej pagórek na którego szczycie był dąb a na nim domek zbudowany specjalnie dla mnie, Lissy i Andre-brata Lissy. Na podwórku był jeszcze mały staw, ale niepielęgnowany zarósł i nie był go już widać. 

Postanowiłam wejść do środka. Zatrzymałam się jednak przed wejściem, żeby dokładnie obejrzeć dworek. Drzwi z drewna bukowego chowały się pod małym dachem podpieranym kolumnami. Nad wejściem piękny witraż ze smokiem-herbem Dragomirów. Zobaczyłam okno swojego pokoju a w nim znajomą firankę, która kiedyś była biała, ale od siedmiu lat pokrywały ją wszystkie kolory flamastrów. Weszłam przez drzwi i zobaczyłam piękne wnętrza pokoi. Wszystko zachowane w jasno szarych, czarnych i błękitnych barwach. Dość nietpowe połączenie kolorów, ale to zawsze lubiłam w tym domu- niezwykłość. Przeszłam wszystkie pokoje po kolei. Zawędrowałam w ten sposób do piwnicy. Stwierdziłam, że skoro już tu jestem to włączę gaz, wodę i prąd. Poszłam potem na piętro. Zatrzymałam się w swoim pokoju i postanowiłam, że tu będę mieszkać. Postawiłam walizkę na łóżku i rozpakowałam się. Zajęło mi to z 10 minut. 

Nagle poczułam dziwny chłód. Przede mną pojawiła się postać Masona, Mojego najlepszego przyjaciela, który został zamordowany przez Strzygi podczas ferii zimowych. Ostatni raz widziałam go w Akademii przed atakiem.

-Cześć, Mas. Dawno cię nie widziałam.-pokiwał głową jakby na potwiedzenie moich słów.-Co się dzieje?-

Podszedł do kartki, która leżała na biurku. Wziął ołówek i zaczął pisać na niej. "Po co tu przyjechałaś, Hathaway?"

-Robert Doru chce skrzywdzić moich bliskich. Chcę ich chronić, więc wyjechałam.

"Musisz wrócić. Teraz są w jeszcze większym niebezpieczeństwie."

-Jeszcze nie teraz Mas. Muszę sobie wszystko poukładać w głowie. Robert przysłał Strzygi, żeby nas zaatakowały i zabił moje dziecko.-spojrzał na mnie zdziwiony.-Byłam w ciąży, ale dostałam mocno w brzuch i straciłam dziecko.-z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Nie chciałam dziecka, zwłaszcza w tym wieku, ale to i tak boli. Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz rękami. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Ktoś mocno mnie przytulił. A tym ktosiem okazał się Mason. Wydawało mi się to niemożliwe, ale nie miałam sił o tym myśleć.

-Wszystko będzie dobrze Hathaway.


niedziela, 15 listopada 2020

Rozdział 7 ...Nic o mnie nie wiesz. Nie znasz mnie...

 ROSE

-Witaj Rose.

Jej się tu nie spodziewałam. Moja matka pierwszy raz od 18 lat wzięła wolne. Przynajmniej tak mi się wydaje. 

-Mamo? Co ty tu robisz? Lord Szelski przyjechał na Dwór?

-Nie kochanie...

-Nie mów tak do mnie!-przerwałam jej. Wiem, że to nie ładne, ale musiałam.-Nic o mnie nie wiesz. Nie znasz mnie. 

Chciałam jej wyrzucić wszystko co o niej myślę, ale w tej właśnie chwili do pokoju weszła pielęgniarka by zabrać mnie na badania. Z lekką pomocą Dymitra zeszłam z łóżka i poszłam za nią. Powiedziała, że jeśli badania będą dobre to mogę już dzisiaj wrócić do domu.

DYMITR

Roza wyszła z pielęgniarką a ja zostałem sam z jej rodzicami. Postanowiłem poskładać ubrania Rozy, żeby miała porządek, ale cały czas czułem na sobie wzrok jej rodziców. Zastanawiałem się o czym myślą. Pewnie zastanawiają się z kim ich córka była w ciąży. Była. Właśnie. Mogłem mieć dziecko, ale przez te cholerne strzygi Roza wylądowała w szpitalu i straciła dziecko. Wiem, że ona nie chce mieć jeszcze dzieci, ale i tak pewnie cierpi. Kocham ją i muszę ją teraz wspierać jeszcze bardziej.

-Dymitr. Z kim Rose była w ciąży?-spytał ojciec mojej kochanej

-Ze mną-odpowiedziałem bez wahania-wiem, że to brzmi absurdalnie, ale moja babka twierdzi, że to możliwe. Nie wiem jak to możliwe, ale tak powiedziała.

-No dobrze. Może kiedyś się dowiemy. A teraz potrzebujemy Strażnika pomocy w wytłumaczeniu Rose mojej obecności.-odezwała się jej matka, która do tej pory nic nie mówiła. Zamknęła drzwi i wspólnie z Abem zaczęli mi tłumaczyć o co chodzi.

ROSE

Wracałam z gabinetu pielęgniarki gdy nagle przede mną stanęło dwóch strażników i para morojów pomiędzy nimi. Lissa od razu do mnie pobiegła i zaczęła tulić, a Chris stanął z boku i nam się przyglądał.

-Rose jak się czujesz?-spytała moja przyjaciółka, a ja poczułam, że coś jest inne. Czułam jej niepokój i lęk. Czyżby nasza więź wróciła?

-Dobrze. Lissa czy ty mnie uzdrowiłaś?

-Tak. Było z tobą źle, więc Dymitr poprosił mnie żebym coś zrobiła. A skąd ty wiesz?-spojrzała na mnie zdziwiona.

-Bo czuję naszą więź-powiedziałam jej w myślach.

-Niemożliwe-usłyszałam w głowie głos Królowej.

-A jednak.-przytuliłam mocno przyjaciółkę.

Spojrzałam na chłopaka przyjaciółki a on patrzył na nas dziwnie. Zdałam sobie sprawę, że cały czas patrzyłyśmy sobie w oczy. Dragomirówna nagle mnie puściła i  powiedziała Christianowi o powrocie naszej więzi i, że tym razem jest ona obustronna. W dobrych nastrojach wróciliśmy do mojej sali, ale nie zastaliśmy ani Dymitra, ani moich rodziców, więc poszlismy się przejść. Zastanawiałam się czy Towarzysz powiedział im o rozmowie z jego babką. Nie mogłam się powstrzymać i zostałam trochę w tyle gdy para królewska trochę przyśpieszyła. Na moje szczęście akurat straż przy Królowej obiął Leo-mój zastępca i jego brat bliźniak-James. Z obojgiem bliźników dobrze się dogadywałam.

-Chłopaki, wiemy czemu Strzygi zaatakowały Dwór?

-Wiemy, ale Strażnik Croft i Strażnik Bielikow zabronili Ci mówić.

CO?! Jak to zabronili? Hans i Dymitr ukrywają coś przede mną, czyli pewnie ma to związek z Robertem Doru. W końcu jakieś półtorej miesiąca temu zabiłam jego brata. Myślałam jednak, że da mi trochę więcej czasu na nacieszenie się spokojem. Niestety. Straciłam przez niego dziecko, ale ja nadal żyję. Czy to znaczy, że w najbliższym czasie stracę życie, a może kogoś bliskiego? Nie mogę ryzykować. Jeśli nie będę miała bliskich, nie będzie miał kogo krzywdzić. Czyli rozwiązanie jest jedno: muszę wyjechać daleko stąd.

------------------------------------------

Podoba Wam się rozdział? Jest chyba najdłuższy ze wszystkich jakie dotąd napisałam. Przy jego tworzeniu bardzo mnie wspierał i pomagał mi mój przyjaciel. Sylwek uwielbiam Cię i liczę na Twoją pomoc z następnymi rozdziałami. Milego dnia





piątek, 18 września 2020

Rozdział 6 ,,Dziecka?! Ja...jakiego dziecka?!"

ROSE
Starałam się walczyć. Atakowały mnie właśnie trzy Strzygi. Jednej już wbiłam kołek w serce i zostały tylko dwie. Wygrywałam bo już kolejna padła na ziemię gdy nagle trzecia z nich kopnęła  mnie w brzuch. Zrobiło mi się słabo, zakręciło mi się w głowie. Ostatnie co pamiętam to mój anioł stróż, mój rosyjski bóg wojny. Potem tylko ciemność.

DYMITR
Roza. Moja Roza. Moja uczennica, dziewczyna, przyjaciółka, kochanka. Właśnie upadła na ziemię. Dostała kopniakiem od jakiejś Strzygi. Podbiegłem do niej najszybciej jak tylko mogłem i wziąłem ją delikatnie na ręce. Nie mam pojęcia co działo się później. Zacząłem dopiero reagować jak usłyszałem donośne pukanie

-Proszę- powiedziałem. Lekarz wszedł do sali w której leżała Roza.
-Strażniku Bielikow przyszedłem przekazać informacje o stanie zdrowia pacjentki.
-Dobrze słucham 
-A więc. Strażniczce nic nie będzie. Jest w śpiączce ale niedługo powinna się obudzić. Dziecka niestety nie udało się uratować.
-Dziecka?! Ja...jakiego dziecka?!
-Strażniczka Hathaway była w trzecim tygodniu ciąży. Zostawię was samych. Do widzenia.

Was? Przecież Roza jest nieprzytomna. Jednak spojrzałem na nią i zobaczyłem że ma otwarte oczy. Nie wiedziałem kiedy się obudziła, ale gdy spojrzałem na jej załzawione oczy wiedziałem, że wszystko słyszała. Zastanawiałem się tylko czy to ja byłem ojcem dziecka. Nie wątpiłem w wierność Rose ale mogło się coś stać a ona mi nie powiedziała. 

-Dymitr jak... jak to się stało?
-Kochanie nie mam pojęcia. Może wtedy po koronacji Królowej...- zapomniałem, że tydzień po koronacji Lissy mieliśmy pewien moment.

Wiele ostatnio przeszliśmy a to tylko dodawało kolejnych przykrości i emocji. Nagle do sali wszedł ktoś kogo się nie spodziewałem, ale Roza chyba go nawet nie zauważyła. Tylko co on tutaj robi. otrząsłem się z emocji i ukłoniłem się ładnie.

-Dzień dobry, panie Mazur. Przyszedł pan do Rose?
-Dzień dobry Bielikow. Oczywiście, że do mojej kochanej córeczki.- popatrzył na mnie z naganą i podszedł do koi Rozy.
-Staruszku co ty tu robisz? Miałeś przyjechać jutro.
-Wiem, ale gdy tylko dowiedzieliśmy, że jesteś w szpitalu przyjechaliśmy wcześniej.
-Chwila... wy? Kto jeszcze?

Abe nie odpowiedział tylko popatrzył na drzwi. Ja i Roza spojrzeliśmy w tym samym kierunku a tam stała osoba, której wcześniej nie zauważyłem.

-Witaj Rose.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kto wszedł do pokoju? Jak myślicie?
















niedziela, 6 września 2020

Rozdział 5 ,,Dlatego właśnie chciałam by odszedł z Taszą"

 ROSE
 Gdy dziewczyny się rozłączyły jeszcze kilka minut patrzyłam zdezorientowana w ekran komputera. Dam Dymitrowi dziecko?! Przecież oboje jesteśmy dampirami. Nie możemy mieć dzieci.

-Roza, tak bardzo się cieszę. Mogę być ojcem. Myślisz, że już możesz być w ciąży? To takie niesamowite. Roza? Czemu nic nie mówisz?
-Nie chcę.
-Co?
-Nie chcę. Chciałam nacieszyć się służbą. Bronić Lissę. Mam tylko osiemnaście lat. Nie dam sobie rady. Nie chcę Dymitr. Przepraszam.-powiedziałam dość szybko

Wybiegłam z mieszkania, nie chciałam widzieć jego zawiedzionej twarzy. Dlatego właśnie chciałam by odszedł z Taszą. Ona dałaby mu dzieci, nie zamartwiała się tym. Tasza byłaby świetną matką. A ja? Ja nawet własnej matki nie miałam. Zostawiła mnie samą w Akademii gdy miałam 3 lata. Poza tym, teraz Lissa jest w ciąży. To jej muszę pomagać i lepiej chronić. Chcę mieć dziecko, Dymitr tak by się cieszył, ale boję się tego. A co jeśli już jest za późno na zamartwianie?!

DYMITR
Roza wybiegła z mieszkania bardzo szybko. Pewnie myślała, że będę zawiedziony, zły ale ja ją całkowicie rozumiem. Jest młoda. Chce korzystać z życia, zawsze była typem imprezowiczki. Ale teraz muszę dać jej czas. Udałem się więc do komnat Królowej. Hans co prawda dał nam wolne, ale wolę być przy rozmowie ze Stróżami. Naszykowałem ukochanej jej uniform gdyby też chciała przyjść.  Po chwili byłem już przed salą, w której królo... Lissa przyjmowała gości. Wszedłem do środka, ukłoniłem się Lissie i stanąłem pod ścianą. 

-Wasza królewska mość. Królowo Wasyliso. Bo...-do sali wpadł zdyszany strażnik. Poznałem, że to Michaił Tanner, chłopak Sonii Karp
-Co się dzieje Strażniku Tanner -spytała Lissa
-Strzygi atakują Dwór. Strażniczka Hathaway przysłała mnie bym zaprowadził Waszą Wysokość w bezpieczne miejsce.
-A co z Rose?- spytałem Michaiła gdy szliśmy do bunkru.
-Walczy przy bramie głównej, ale radzi sobie bardzo dobrze.
-Czyli nie jej nie będzie?-odetchnąłem z ulgą, ale i tak chciałem do niej iść i jej pomóc. Wiem jednak, że nie wybaczyła by mi gdybym zostawił teraz Lissę. A co jeśli Roza jest w ciąży i nie da rady się obronić? Co jeśli ją stracę a razem z nią nasze dziecko? Co ja mam teraz zrobić

------------------------------------------------------------------------------------

Dość krótki ten rozdział ale ostatnio w moim życiu wiele się działo i nie mogłam pisać a chciałam coś wrzucić😘

czwartek, 4 czerwca 2020

Rozdział 4 "Ona da ci coś przez co będziesz szczęśliwszy niż myślisz."

Wstaliśmy dwie godziny później. Wydarzenia z naszej "randki" bardzo nas zmęczyły. Dymitr opowiedział mi co zrobił z ojcem. Zaprowadził Randalla do strażników i oskarżył go o próbę włamania na Dwór, o zaatakowanie strażnika i znieważenie wizerunku szanowanej strażniczki. 
Moje plany z wczorajszego dnia trochę się popsuły ponieważ Olena sama do mnie zadzwoniła i zaprosiła mnie do siebie. Powiedziałam jej, że spotykam się z pewnym chłopakiem i chciałabym, żeby dziewczyny go poznały. Bardzo się ucieszyła. Dostaliśmy zaproszenie na święta. Lissa mnie zabije, ale co z tego.

-Roza idziemy? Z kim rozmawiasz?

Dymitr wszedł do pokoju gdy akurat się żegnałyśmy. Byłam pewna, że Olena usłyszała swojego syna a mój ukochany z pewnością usłyszał wesoły głos swojej rodzicielki.

-Rose, czy to mój synek? On jest strzygą, Rose. Uciekaj!- Olena była przerażona
-Oleno, mam do ciebie prośbę. Połączymy się na video-rozmowę?-spytałam i rozłączyłam się
-Roza co ty kombinujesz?
-Kochanie, spokojnie. -wiedziałam, że jak tak do niego powiem to się uspokoi.

Podeszłam do komputera i włączyłam rozmowę. Po chwili na ekranie pojawiła się przerażona twarz Oleny. Za nią widziałam trzy inne osoby. Karolina, Sonia i Wiktoria stały za rodzicielką równie przerażone. Przywitałam się i przywołałam gestem ukochanego. Podszedł do mnie i przywitał się z Bielikównami. 

-Cześć mamo. -powiedział, dość niepewnie. - Hej dziewczyny.
-Rose, co się stało? Mówiłaś, że jest strzygą.
-Bo był. Ja i Królowa znalazłyśmy sposób na odmienienie strzygi z powrotem w dampira.
-Mamo, ja nie jestem już potworem. To...
-Oleno, zawołaj Jewę. Ona będzie umiała to wytłumaczyć.

Dziewczyny zawołały swoją babcię, a Olena bardzo uważnie przyglądała się Dymitrowi.

-Cześć babciu - przywitał się Bielikow
-Udało ci się. Rose wiedziałam, że ci się uda. Wiedziałam. Między wami jest coś więcej niż miłość. Strzeż jej Dimka. Ona da ci coś przez co będziesz szczęśliwszy niż myślisz. 
-Ale co? Co mu dam? -to było dziwne
-Dziecko.

Powiedziała i rozłączyły się.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć. Dzisiaj dość krótki rozdział, ale miałam trochę napięty tydzień. Jednak jest w nim dużo emocji.








środa, 27 maja 2020

Rozdział 3 " Dlatego każda musi wiedzieć, że jesteś zajęty. "

   W całej sypialni na podłodze były płatki róż. Powoli zeszłam z łóżka i wyszłam na korytarz. Cała podłoga była ozdobiona różami. Weszłam do kuchni a tam na stole leżało pudło. Na nim leżała kartka, którą podniosłam i zaczęłam czytać:
          
        Kochanie! To mała niespodzianka ode mnie. W pudełku jest sukienka. Załóż ją proszę i przyjdź do mnie. Czekam na ciebie w naszym ulubionym miejscu. Hans dał nam dzisiaj wolne, więc cały dzień mamy dla siebie. Do zobaczenia!
Twój Towarzysz.

   Zajrzałam do środka a tam była przepiękna czerwona sukienka. Była gdzieś do kolan, odcięta w pasie. Rękawy i dół miała z tiulu. Dekolt był kopertowy, dość mocno wycięty. W środku były też buty na lekkim kwadratowym obcasie. Poszłam do łazienki i przebrałam się w prezenty od Dymitra. Zrobiłam jeszcze lekki makijaż, związałam włosy i wyszłam.
   Przeszłam przez park i skierowałam się nad jeziorko. Było ono za laskiem. Nikt nam nigdy nie przeszkadzał gdy tam byliśmy, dlatego stało się naszym ulubionym miejscem. Przeszłam jeszcze kilka kroków i zobaczyłam lśniące jeziorko. Na jego tafli odbijał się piękny okrągły księżyc. Na brzegu leżał biały koc a obok stał koszyk pewnie z jedzeniem. Z tyłu, w lesie usłyszałam ruch. Już chciałam się obracać gdy poczułam zapach, który rozpoznam nawet na końcu świata.

-Pięknie wyglądasz Roza. - Dymitr objął mnie w pasie. - Ciekawe skąd masz taką piękną sukienkę.
-Dziękuję Towarzyszu. Dostałam ją od pewnego boskiego, przystojnego, mądrego Rosjanina, który mnie uczył walczyć. Może go znasz? - odwróciłam się do niego przodem
- Roza, nie nazywaj mnie boskim. Uważasz, że jestem przystojny? -spytał widocznie zdziwiony
-Nawet  bardzo. Dlatego każda musi wiedzieć, że jesteś zajęty. 

 Mówiąc to przybliżyłam się do jego szyi i zrobiłam mu słodką malinkę. Odsunęłam się i popatrzyłam w górę na jego twarz. Patrzył na mnie lekko zdziwiony, ale jego oczy pociemniały z pożądania. Jednak szybko potrząsnął głową i popatrzył za mnie z przerażeniem i wściekłością w oczach. Nikt nie potrafi odczytać jakichkolwiek emocji z jego twarzy, ale mi się udaje. Dymitr otwiera się przede mną a ja próbuję pomóc mu zdjąć maskę strażnika, którą tak często zakładał.
 Dymitr ominął mnie i zasłonił a ja w tym czasie odwróciłam się. Kilka metrów przed nami, na skraju lasu stał moroj. Dość wysoki. Podobny do Adriana Iwaszkowa, ale miał takie same włosy jak mój ukochany tyle, że krótsze. Gdy podszedł bliżej skojarzyłam go z jakiej książki o arystokratycznych rodach morojów. To jakaś rodzina mojego byłego. Pamiętam, że pochodzi z rodu Iwaszkow i jest z Rosji.

-Towarzyszu, kto to jest i dlaczego stoisz tak jakby miał nas zaatakować?
-Kochanie, wracaj na Dwór.
-Dymitr, umiem się bronić. Kto to jest? -spytałam po raz kolejny. 
-Roza to...
-Witaj Dimka. Ładną sobie znalazłeś dziwkę. Może się nią podzielisz? -spytał przybysz cały czas patrząc na mnie. -Ach...ale gdzie moje maniery? Jestem Randall Iwaszkow. Dimka nic o mnie nie mówił?
-Miło mi poznać.Nie jestem dziwką. Jestem strażniczka Rose Hathaway. Nie, Dymitr nic mi nie mówił. A kim pan dla niego jest? - widziałam jak mój ukochany drgnął na to pytanie.
- Widzę, że strażniczka dobrze wychowana. Tylko czemu dziwka? Synku nie mogłeś sobie wziąć kogoś lepszego? - odwrócił się do mojego chłopaka.
-Moment, synku?! Kochanie, to twój ojciec?!- Dymitr tylko kiwnął głową na potwierdzenie jego słów.
- Tak, to mój syn. Mój i tej dziwki Oleny. Ciekawe czy dalej lubi się tak pieprzyć jak kiedyś.

Byłam wściekła. Nie na Dymitra, że nie powiedział wiele o ojcu, tylko na Randalla bo obraża Olenkę. Jak można bić tak wspaniałą osobę jak Olena?! Matka strażnika i jego siostry miło przyjęły mnie gdy byłam w Rosji. Nie mogłam uwierzyć, że ten co bił i krzywdził Olenę, Karolinę i Dymitra stoi właśnie przede mną. Niewiele myśląc podeszłam do niego i uderzyłam go w twarz. Wtedy mój ukochany podszedł do niego i zaciągnął do lasu. 
Gdy wchodził do lasu powiedział, żebym wracała do domu. Poszłam. Gdy byłam w domu zrobiłam melisę, żeby się uspokoić. Naszykowałam też apteczkę bo wiedziałam co Dymitr miał zamiar zrobić w tym lesie. Kiedy wszystko naszykowałam, do mieszkania wpadł mój ukochany i mocno mnie do siebie przytulił. Wiedziałam o co chodzi. Przypomniał sobie fragment ze swojego życia w którym był krwiożerczą bestią. Zaprowadziłam go do sypialni i wepchnęłam do łazienki. Pomogłam mu się rozebrać i kazałam wejść pod prysznic. Gdy się umył i ubrał przyszedł do mnie do pokoju. Przytuliłam go do piersi tak, żeby słyszał bicie mojego serca. To mu pomagało.
-Mój ojciec zepsuł nam taki cudowny dzień. Miało być tak wspaniale.Naszykowałem piknik i kupiłem prezent...
-Piknik możemy zjeść w domu a prezent możesz mi dać kiedy tylko chcesz.
Dymitr wstał i wyszedł z pokoju a ja w tym czasie poszłam się umyć. Gdy wróciłam strażnik siedział na łóżku i patrzył na mnie.
-Byłem wczoraj z Christianem na małych zakupach i poszliśmy do jubilera. Gdy to zobaczyłem, musiałem ci to kupić. 
Z kieszeni wyciągnął piękny naszyjnik. Był w kształcie łezki z różą w środku. 
-Jest przepiękny. Zapniesz mi?
Odwróciłam się do niego tyłem i podniosłam włosy. Dymitr podszedł do mnie i zapiął naszyjnik. Pocałowałam go w ramach podziękowania po czym wróciliśmy na łóżko. Leżeliśmy w ciszy, ale mój ukochany ją przerwał.
-Roza?
-Słucham?
-Gdy mój ojciec powiedział do mnie "synku" pamiętasz jak do mnie powiedziałaś?
-Kochanie, oczywiście że pamiętam. Chciałam tak do ciebie mówić, ale jak ci się nie podoba to...
Nie dokończyłam. Przerwały mi miękkie usta ukochanego. Całowaliśmy się dość długo. Potem przytuliłam się do Dymitra i zasnęłam. Ostatnie co pamiętam były słowa Bielikowa
-Ja tebya lyublyu Roza.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział jest dla mojej kochanej kuzynki. Mary wiem, że to czytasz. Jesteś naj. 

Ja tebya lyublyu Roza.- Kocham cię Roza
                                                                 Sukienka od Dymitra:
Buty:
Naszyjnik:

Rozdział 9 ...Nie potrzebuję pomocy. Znam drogę do domu...

 DYMITR Minął miesiąc od ucieczki Rozy, a ja nie mogę się pozbierać. Wpadłem w rutynę. Dom, praca, dom, praca. Zniknięcie Rozy wywołało chao...