piątek, 20 listopada 2020

Rozdział 9 ...Nie potrzebuję pomocy. Znam drogę do domu...

 DYMITR

Minął miesiąc od ucieczki Rozy, a ja nie mogę się pozbierać. Wpadłem w rutynę. Dom, praca, dom, praca. Zniknięcie Rozy wywołało chaos wśród Strażników. Moroje nie wiedzą, że moja ukochana zniknęła. Nie powiedzieliśmy, żeby nie wzbudzać jeszcze większego zamieszania. Dalej opiekuję się Christianem, natomiast do straży Królowej dołączył nowy Strażnik. Wiem o nim tylko, że to siostrzeniec Hansa, nazywa się John i pochodzi z Wielkiej Brytanii. 

-Bielikow! Rose się odzywała?-podszedł do mnie dowódca-Hans Croft.

-Nie. Od miesiąca ani słowa. Martwię się o nią, ale nie wiem jak ją znaleźć. 

To była prawda. Nie wiedzieliśmy gdzie mogła pojechać. Nie wzięła ze sobą telefonu. Nie używa karty. Nic. Kompletne zero. To mnie coraz bardziej denerwuje a to, że jestem bezradny nie pomaga. Nagle podbiegła do nas Królowa krzycząc, że wie gdzie jest moja Roza. Serce mi stanęło a potem biło tak szybko, że nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje.

ROSE

Minął miesiąc od mojego wyjazdu. Co kilka godzin widzę auta z Dworu przejeżdżające po głównej drodze. Dobrze, że gdy przyjechałam schowałam auto Dymitra w szopie za domem. Dymitr. Tak strasznie za nim tęsknię. I za Lissą, za służbą, za naszym mieszkaniem, i o dziwo za Ozerą też. Zawsze gdy zaczynam tęsknić, sięgam do szyi, do naszyjnika od mojego Towarzysza. Nie doskwiera mi jednak samotność. Codziennie Mason mnie odwiedza. Od kilku dni jest ze mną na stałe. Okazało się, że powrót mojej więzi z Lissą umożliwił Ashfordowi powrót do życia. Tłumaczę mu wszystko, co wydarzyło się od jego śmierci. Powiedziałam mu także, że mam chłopaka, ale nie powiedziałam kim on jest. To za ciężkie dla mnie. Zajęłam się ogrodem różanym Rei. Wygląda już lepiej. Żeby zająć czas uczę się ojczystego języka mojego Towarzysza-rosyjskiego. Już umiem kilka zwrotów. Sprawia to jednak, że jeszcze bardziej za nim tęsknię. 

-Rose, chcesz coś jeść?-głos Masona wyrwał mnie z zamyslenia.

-Co?

-Pytam czy jesteś głodna?

-Tak. Pomóc ci coś?

-Ty się lepiej do kuchni nie zbliżaj. -zaczął się śmiać.

-No bardzo śmieszne.-powedziałam oburzona. -To była tylko jajecznica, a spaliłam ją przez ciebie, bo nie mogłeś znaleźć kurtki.-odwrócił się i wyszedł, ale jeszcze przez chwilę słyszałam jego śmiech.

Po 20 minutach zawołał mnie na obiad. Powoli zeszłam po schodach a w kuchni czekali na mnie wszyscy. Lissa, Christian, Dymitr, Hans, moi rodzice. Mason stał przed piekarnikiem i wyjmował pizzę.

-Co wy tu robicie?-spytałam. Lissa chciała mnie przytulić, ale odsunęłam się do tyłu.

-Przyjechaliśmy po ciebie.-powiedział Hans- i jak do ciężkiej cholery udało ci się sprowadzić Ashforda?

-Nie potrzebuję pomocy. Znam drogę do domu. A Mason sam się sprowadził. Pomógł mu powrót mojej więzi z Lissą.

-Jak to możliwe? Przecież my nic nie zrobiłyśmy. -zdziwiła się Lissa

-Chodzi o to-odezwał się Mason-że wasza więź może więcej niż wam się wydaje. Nie jesteście już połączone Pocałunkiem Cienia, jak kiedyś, bo Rose nie umarła. Łączy was coś więcej niż to małżeństwo z Rosji...-spojrzał na mnie szukając pomocy

-Oksana i Mark.

-Właśnie. Nie wiem na czym polega różnica, ale wspólnie ją odnajdziecie. Mam wrażenie, że ten dom ma jakiś związek z waszą mocą. Namawiałem Rose do powrotu, ale ona twierdzi, że nie może wrócić, bo Doru na was poluje. Od tygodnia z nią mieszkam w tym domu i widzę, że koło jednego pokoju mdleje. Może tam jest jakaś podpowiedź. 

-To później. Rany ile mnie tu nie było-rozmarzyła się Lissa. Wzięła mnie za rękę i pociągła w głąb domu do pięknej sali tanecznej. Gdy rodzice Lissy żyli, uwielbiałyśmy tam z nimi bawić. Królowa włączyła muzykę i zaczęłyśmy tańczyć i szaleć. Po chwili przestałyśmy i  Królowa poszła zwiedzić dom. A ja zostałam na sali. Chciałam sobie wszystko przemyśleć. Stałam właśnie koło głośnika, z którego wydobywała się muzyka, gdy poczułam zapach znajomej wody kolońskiej i delikatne dłonie owijające się wokół mojej talii. 

-Roza bardzo za tobą tęskniłem. To...to było straszne. Kochanie nie rób mi tak już nigdy więcej.

Odwróciłam się do niego. Ciemne włosy związane w luźną kitkę z tyłu głowy. Czarny prochowiec bez którego nie ruszał się z domu. I te piękne oczy w których utonęłam. Czy jedno spojrzenie może powalić na kolana? Chyba tak.

-Towarzyszu, nie chciałam cię zostawiać-zarzuciłam mu ręce na kark- Musiałam wyjechać. Przemyśleć wszystko i odpocząć. Ten dom... tu jest tyle wspomnień z najlepszych lat, kiedy nic oprócz dobrej zabawy mnie nie obchodziło.

-Te czasy już nigdy nie wrócą suko.-usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i aż mnie zmroziło. Stał tam on. Człowiek pragnący mojej śmierci. Robert Doru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział 9 ...Nie potrzebuję pomocy. Znam drogę do domu...

 DYMITR Minął miesiąc od ucieczki Rozy, a ja nie mogę się pozbierać. Wpadłem w rutynę. Dom, praca, dom, praca. Zniknięcie Rozy wywołało chao...